Thursday, December 1, 2011

Suzanne Collins "Igrzyska śmierci" - recenzja

O tej książce dowiedziałam się chyba parę miesięcy temu, niestety nie pamiętam skąd. Podejrzewam, że z deviantArta, napotykając jakiś fan art. Tak czy inaczej, zaintrygował mnie ten tytuł, bo zauważyłam, że jest popularny. Moje zaciekawienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy natknęłam się na spekulacje dotyczące ekranizacji. Fani do głównej roli Katniss Everdeen przypisywali Kayę Scodelario, jedną z aktorek, które lubię, dlatego zaczęłam grzebać jeszcze bardziej w fan artach i „Hunger Games” trafiły na moją listę książek do przeczytania. Ale miesiące mijały, a ja nie kwapiłam się jakoś, żeby zapytać o tę pozycję w bibliotece. Aż pewnego dnia na mym ukochanym facebooku zauważyłam, że moja koleżanka z grupy „lubi to” :D Ale i tak poszło to w zapomnienie, aż do niedawna, kiedy wreszcie znalazłam czas i chęci, żeby czytać. Tym oto sposobem wystarczyło zapytać Marię i książeczka trafiła w moje ręce i została przeczytana z zapartym tchem ^^ Co więcej: spodobała mi się. Bardzo.
Na początku musiałam przyzwyczaić się do stylu. Narratorką jest główna bohaterka, wyżej wspomniana Katniss Everdeen. Co więcej, używa czasu teraźniejszego, z czym zetknęłam się tylko kilka razy czytając tego typu książki. W pewnych momentach ma się wrażenie, że autorka pobieżnie opisuje niektóre rzeczy i muszę przyznać, że chwilami brakowało mi czegoś w opisywaniu przez nią uczuć i niektórych wydarzeń. Choć z drugiej strony męczące byłoby czytanie przydługich opisów rozpaczy, a i książka miałaby wtedy 500 stron.
Tematyka powieści jest dość brutalna i ciężka do ogarnięcia. Chodzi o Głodowe Igrzyska, rozgrywane co roku w państwie Panem, leżącym na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Państwo podzielone jest na 12 dystryktów, a z każdego co roku wybierani są chłopak i dziewczyna w przedziale wiekowym 12-18, aby uczestniczyć w krwawym przedstawieniu emitowanym na cały kraj. Wygrywa ostatnia osoba, która przeżyje, to znaczy albo nie da się zabić, albo sama pozabija resztę. Oczywiście, kto dostaje się na arenę…?
Książka trzyma w napięciu i ma zaskakujące zwroty akcji. Pod koniec już nie mogłam się od niej oderwać, chcąc wiedzieć, jak się skończy, bo już nie wiedziałam, czego się spodziewać. Dialogi są przyjemne, bohaterowie ciekawi, Katniss trochę mnie denerwuje, ale ja mam zawsze tak z żeńskimi postaciami. Mamy także romans, ale nie jest to mdłe widowisko, które serwuje nam Stephenie Meyer w „Zmierzchu”. Treść ma jakieś proporcje, a wszystko skupia się raczej na akcji, a nie na rozmyślaniu „kocha mnie czy nie?”. Powieść ukazuje też okrucieństwo ludzi dzierżących władzę i bezradność ludzi biednych, podporządkowanych państwu. Jak w tej sytuacji poradzi sobie Katniss? Czy pozwoli, aby zrobiono z niej marionetkę, maszynę do zabijania pozbawioną skrupułów po to, aby przeżyć? Tego dowiecie się czytając „Igrzyska”, które gorąco polecam :)
Krótko i kolokwialnie mówiąc określam tę książkę jako „zajebistą” i wpisuję na listę moich ulubionych serii. Aktualnie czytam drugi tom, który jak na razie mnie nie rozczarował i jest równie dobry, pełen niespodzianek i trzymający w napięciu. Polecam, polecam! ^^

No comments:

Post a Comment